Zawsze uważałam siebie za normalną dziewczynę, która miała trochę gorszy start w życiu. Moi rodzice w pewnym momencie za bardzo oddali się popijaniu browarów, za bardzo ingerowali w moje życie, Mama nawet je zaplanowała...Ale po kolei.
Od zawsze uwielbiałam czytać. Odkąd tylko posiadłam tą umiejętność. Do 13-14 lat jeszcze trzymałam się z chłopakami. Mam dwóch braci: rok i 5 lat młodszych. Grałam z nimi w nogę, wspinałam się po drzewach, murach, dachach. Nie lubiłam zabaw lalkami. Wieczorami, jesienią, zimą, w deszczowe dni czytałam. Miałam taką książkę z baśniami, którą znałam na pamięc, ale i tak na nowo lubiałam ją odkrywać... Potem niestety zaczęłam słyszeć: jesteś dziewczyną, nie możesz. Więc moim ulubionym miejscem stała się biblioteka. Mama wyganiała mnie na dwór, żebym nie siedziała w domu. To zabierałam książki w torebkę, wchodziłam na najwyższe drzewo żeby mieć spokój i mnie nie było :) do dziś pamiętam jak w drugiej gimnazjum dorwałam trylogię Sienkiewicza... Na wakacjach łyknęłam całą. Pana Wołodyjowskiego z 4 razy przeleciałam. Lubiłam ten świat. Świat książek. Zawsze byłam nieśmiała, zamknięta w sobie. Otwierałam się dopiero jak dobrze kogoś poznałam. Dlatego w szkole nie miałam znajomych. Miałam stare ciuchy, po kimś - byliśmy biedni. Kolejny powód samotności. Uczyłam się zawsze dobrze. Jak szłam do gimnazjum uparłam się, że nie będę miała żadnej 4 na świadectwie. I już nigdy nie miałam :P w I klasie średnia 5,0, II - 5,1, III - 5,4 :) technikum podobnie - 5,4 - 5,5 - 5,4 - 5,6. Ktoś chciał spisać zadanie - do mnie, pomoc na sprawdzianie - do mnie. A potem można się ze mnie na nowo wyśmiewać i drwić. Taka byłam, nie umiałam odmawiać. Ale to się zemściło. Jedna z osób, która mnie najmocniej gnębiła po szkole średniej została bez pracy - a ja zaczęłam robić karierę :) myślała, że po znajomości pomogę... Przeliczyła się wtedy. Ale to temat rzeka.
Pisałam kiedyś opowiadania. I wiersze. Nawet mi to wychodziło. Moja wychowawczyni w technikum była polonistką. Na zapoznanie kazała napisać wypracowanie: wakacje. Ja swoją opowieść zmyśliłam. Ale tak Ją zaintrygowało, że zostawiła mnie po lekcjach. Po jakimś czasie dałam jej do przeczytania moje wypociny. Była w szoku. Miałam swój własny styl, powiedzmy odrobinę drygu do tego. Teraz to zaginęło... Pchała mnie na polonistykę całe 4 lata. Ale to nie moja bajka. Kochałam matematykę... To do niej biło mi mocniej serce. Zajęłam w I technikum 2 miejsce w jakimś konkursie powiatowym. Od tamtej pory byłam pod skrzydłami Pani M., mojej imienniczki, matematyczki ;) przygotowywałą mnie do matmy rozszerzonej. I studiów matematycznych na Politechnice Wrocławskiej. Ale moim rodzicom się to nie podobało... Chciałam iść na studia dzienne. Miałabym stypendium, dojeżdżałabym codziennie. Kazali iść do pracy. Więc wybrałam moją księgowość... Zaocznie... Nie płaciłam za czesne aż do 3. roku. Stypendium naukowe. Potem je ucięli. Dopłacałam połowę. Ale moja Mama i tak narzekała, że za drogie są studia - pracowałam. Mama chciała żebym całą wypłatę jej oddawała. Więc po 2. roku wyprowadziłam się z domu. Czerwiec 2011... Pół roku mieszkałam pokątnie u babci dziewczyny mojego najmłodszego brata. Sierpień 2011... Znalazłam normalną pracę (wcześniej były to kasy w marketach - po 9 h dziennie, 6 dni wolnego w miesiącu) - asystentka kierownika budowy. Byłam tam na stażu. Kadrowa mnie zapamiętała i po 1,5 roku ściągnęła z powrotem. Sierpień 2011... Firma S... Koleżanka, która odchodziła na macierzyński, przyuczała mnie. Miałam ją zastąpić. Otwierają się drzwi... I... Wchodzi Paskuda... Do teraz pamiętam to uczucie. To wrażenie jakie na mnie zrobił. Taki cholernie męski. Miał to, co chciałam u faceta. Ale zaraz była myśl: "za stary, pewnie ma żone" :P Też mu wpadłam w oko. I po dwóch koszach, jakie mu dałam, w październiku umówiliśmy się na pierwszą randkę. I już poszło... Szef po powrocie koleżanki zrobił mnie księgową. I tak zaczęła się moja kariera. Dużo by jeszcze pisać... Nie chcę zanudzać ;)